Jeśli wybierzecie się kiedyś na spacer chińskimi ulicami, gwarantuję Wam, że nie będziecie głodni (no chyba, że nie jecie mięsa, wtedy może pojawić się większy problem). Właściwie na każdym kroku znajdziecie ciepłe jedzenie. Kosztujące grosze. Inną sprawą jest, czego oni do przyrządzania tego jedzenia używają, skoro jest takie tanie... Polecam nie zastanawiać się nad tym :) Chińczycy jedzą, i mają się dobrze. Z tego, co zdążyłam się dowiedzieć, jedzenie na ulicy jest mimo wszystko całkiem bezpieczne. Ja tam nie wiem... ale może za bardzo jestem przyzwyczajona do europejskich standardów. Choć Niedźwiedź jadł, jakiś czas temu, i żyje!
Uliczny bar może wyglądać najpaskudniej na świecie (zazwyczaj właśnie tak wygląda...), ale jeśli okupuje je grupa Chińczyków, jedzenie jest dobre i można 'spokojnie' próbować.
Jak pewnie zauważyliście, jedzenie najczęściej nadziane jest na patyki, tak by jedząc nie ubrudzić sobie rąk, bądź też nie jeść brudnymi. Tak więc z patykami na ulicy spotkacie każdego, i dzieci, i dorosłych, i biednych, i bogatych, a najbardziej podobają mi się kobiety w strojnych sukniach i szpilkach jedzące mięso z patyczka (swoją drogą chyba muszę zrobić taką kolekcję jedzących).
Cóż, w końcu do odważnych świat należy, prawda? :)
jak przymknąć oko na te nie pierwszej świeżości stragany, to to jedzenie naprawdę wygląda smacznie :)) teraz czekam na realacje z wrażeń smakowych ;)
OdpowiedzUsuńyyy... nie wygląda smakowicie, a pachnie? hmmm ... ajc, ja bym się nie skusiła chyba ... hmmm ... :)
OdpowiedzUsuńhmmm ja raczej bym sie nie skusila ;)
OdpowiedzUsuńale kto wie?
Mi się podoba!
OdpowiedzUsuńAnik, ja się tego nie podejmuję, no chyba, że to będzie niedźwiedzi post ;)
OdpowiedzUsuńMagdaleno, pachnie paskudnie!
Pappu, no jakbyś zgłodniała, to pewnie jednak byś się skusiła :P
Folkmyself, no proszę, jaka dzielna dziewczynka! chociaż jedna hehe
nie wiem czy by się podjęła próbowania tych smakołyków, pan tuczący "coś" na krześle nie za bardzo mnie zachęcił. a patyczkowe rozwiązanie - bardzo fajne.
OdpowiedzUsuńA Ty jak, próbujesz i nic się nie dzieje?:)
OdpowiedzUsuńDla mnnie byłby problem żeby się przekonać do innych smaków jakoś tak to słodko-kwaśnie mi nie podchodzi.. i brakowałoby mi chleba:)
Pozdrawiam!
twoje Chiny są fascynujące. i twoje spełnianie marzeń.
OdpowiedzUsuń(choć może powinnam napisać 'pani'?)
elfii, pan robił coś, co wyglądało jak nasze krokiety...
OdpowiedzUsuńAtria, nie próbuję za bardzo, piłam sok z trzciny cukrowej, tyle spróbowałam ;) ale ja nie jem mięsa, a skąd mam wiedzieć co podają, może gdybym jadła to bym próbowała? choć nie wiem, czy wygląd stoisk by mnie przekonał mimo wszystko...
a o chlebie to mi nawet nie mów... och...
Zuzia, dziękuję, a 'pani' w żadnym wypadku :)
Pozdrawiam!
faktycznie, mam taki mały, tajny plan aby się tam wybrać. Może za rok... W każdym razie bardzo bym chciała :)
OdpowiedzUsuńMięso z patyczka obgryzane przez kobietę w eleganckich szpilkach, śpieszącą się na spotkanie musi wyglądać interesująco ;). Próbowałaś jakiś specyficznych potraw chińskich może? Mój kulinarny opis był zainspirowany opowieściami wujka, który na dalekim wschodzie bywa non stop.
Pozdrawiam
Venea, ja do tych odważnych próbujących nie należę jednak ;) a do Chin zajrzyj koniecznie, jeśli tylko masz okazję
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie byłam w Chinach ale byłam w Tajlandii i na Sri Lance i w Indonezji - tam też się je na ulicy, wprost z kociołków, i z patyczków... Jadłam, smakowało, przeżyłam. Może w Chinach też bym przeżyła?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Yba, pewnie byś przeżyła, to chyba tak jedynie wygląda mało apatycznie :) Pozdrawiam również!
OdpowiedzUsuńja mam bzika na punkcie próbowania nowych rzeczy a Chiny są istną fabryką nowych smaków nie wiem czy odważyłabym się wszystko przełknąć ale kubeczki smakowe bym chciała podrażnić różnymi specyfikami. Uwielbiam oglądać te Twoje uliczne kulinarne sprawozdania zdjęciowe :) Może kiedyś nasycę się tym na żywo ale póki co cieszą mnie Twoje zdjęcia :)
OdpowiedzUsuń